„Zabić coacha” – recenzja

Obcowanie z książką Macieja Bennewicza  wywołuje we mnie specyficzne reakcje. Z jednej strony  podziw i uznanie dla benedyktyńskiej pracy nad próbą wyjaśnienia figury Mistrza i powodów dla których jest ona dzisiaj mocno atakowana oraz  duży szacunek dla prób umieszczenia pojęcia coachingu we właściwych ramach i proporcjach, a z drugiej...wkurzenie, podskórne, nie do końca określone, ale niewątpliwie obecne przy każdym zetknięciu się z tą książką. Erudycja autora jest imponująca, widać olbrzymią wiedzę i umiejętność poruszania się w różnych aspektach nauki i duchowości. Z tej perspektywy „Zabić coacha” jest książką niezwykle cenną, jedną z pierwszych znanych mi prób opisania zjawisk tzw. rozwoju osobistego w szerszym, interdyscyplinarnym kontekście. Mam wrażenie, że wielu czytelników z niektórymi przywoływanymi przez Bennewicza nazwiskami i teoriami spotkać się może po raz pierwszy i oby był to dla nich początek nowej, wspaniałej przygody. Autor wykonał też wspaniałą robotę, by w sposób uporządkowany i jasny wytłumaczyć czym jest, podziwiany przez innych, a przez innych wyklinany, coaching. Wszystkie osoby, które czują się oburzone atakami na tą metodę pracy z ludźmi znajdą w książce definicje, klasyfikacje i argumenty pozwalające pokazać coaching z jak najlepszej strony. Bennewicz odważnie, choć moim skromnym zadaniem nie zawsze trafnie, szuka źródeł niechęci do  rozwoju osobistego, starając się też odnieść swoją analizę do specyficznych polskich warunków. To kolejna wartość tej pozycji: pionierska na naszym rynku próba uchwycenia, jak na naszym gruncie sprawdzają się metody pracy z człowiekiem przeniesione z innej kultury. Autor  szuka odpowiedzi w naszej mentalności i historii i już sama taka próba jest bardzo dobrym zwiastunem zapowiadającym niezbędne dla polskiego rozwoju osobistego zmiany i nowe ścieżki. Jest bardzo dobrze, spytacie więc skąd moje wkurzenie... Otóż figura Mistrza jest broniona w książce w tak umiejętny sposób, że wszelki opór wobec argumentów, które w niej padają zacząłem trochę nieświadomie odbierać jako nieumiejętność pogodzenia się z mądrością Autorytetu w ludzkiej postaci. Bennewicz jest niezwykle bystrym i mądrym człowiekiem, czuje się Mistrzem i jest z tego dumny. Nie zmienia to jednak faktu, że zarówno on, jak i my, jego czytelnicy, musimy pamiętać o tym, że autorytety istnieją również po to, by je podważać. Autor niby się z tym zgadza, ale w tle słychać wezwanie: „Potrzebujecie Mistrzów! Oto moja lista tych, których warto słuchać”. Przekonanych utwierdzi to w ich drodze, sceptycznych zaś będzie raczej odrzucać, gdyż autor, z mojej perspektywy, popada czasem w męczący, patetyczny i mentorski ton. I drugi dysonans: Książa jest niezwykle progresywna, jak na polski rynek tzw. rozwoju osobistego. Dlatego też trochę rozczarowało mnie, że na końcu autor proponuje nam szukanie rozwiązań na drodze, którą definiuje słowa – prostota/tao/wu wei/ przyjemność. W zasadzie wszystko się tu zgadza i jest ładnie uzasadnione, moim zdaniem jednak potrzebujemy trochę bardziej i niejednoznacznego  i wielowymiarowego sposobu myślenia i działania. Chciałbym także, by inspiracji do rozwoju szukać częściej poza pismami mistyków różnych ras, religii i filozofii, w tym obszarze bowiem książka powiela wiele schematów, które zniechęcały mnie do tego rodzaju lektur od ładnych kilku lat. W moim odczuciu książka „Zabić coacha” jest początkiem pewnej drogi. Wciąż wiele w niej uproszczeń (tzw. kołczany wywołują we mnie często rozpacz), być może nie do uniknięcia, których pełne były do tej pory pozycje poświęcone rozwojowi osobistemu. Uproszczenia te zaś powodowały zniechęcenie u wielu wartościowych osób, którzy tematyce rozkwitu rynku treningów i szkoleń przyglądały się z dużą nadzieją i życzliwością. Jednocześnie jest to książka, która stara się być źródłem cennej i wielowymiarowej wiedzy, mierzy się z problemami i wyzwaniami i odważnie proponuje swoje rozwiązania. Być może jest to próba znalezienia tzw. Złotego Środka, czegoś, co  z jednej strony nie odstraszy tych, dla których rozwój osobisty kojarzył się do tej pory z czymś innym, a z drugiej pokaże, że wszelkiego rodzaju warsztaty i sesje coachingowe mogą być narzędziem głębszej, długoterminowej zmiany opartej o refleksję i krytyczne myślenie. I tego wam życzę przy lekturze tej książki, do której serdecznie zachęcam: podejdźcie do niej z życzliwym dystansem i otwartą głową. Analizujcie to, co czytacie, a z pewnością znajdziecie w niej źródło do dalszych poszukiwań i prawdziwego rozwoju. Mam też nadzieję, że mimo zasłużonej pozycji Bennewicza  na naszym rynku, jego książka będzie w środowisku trenerskim zachętą do otwartej dyskusji, w której nie będziemy się obawiać wyrażać zarówno zachwytu, jak i krytycznych opinii. Ta książka i zawarte w niej przemyślenia doskonale się do tego nadają. Marcin Ilski